środa, 16 lipca 2014

Nineteen

Obudziłam się rano we własnym łóżku. Podniosłam głowę i rozejrzałam się po pokoju. Wspomnienia wczorajszego dnia zaczęły napływać do mojej głowy. Cholera! Czemu po raz kolejny zasnęłam w jego ramionach? Czemu on tak na mnie działa? Jakby się dłużej nad tym zastanowić to chyba źle, że jego towarzystwo mnie usypia, ale nie przykładajmy do tego większej wagi. Kiedy postawiłam stopy na podłodze, przetarłam oczy i przeczesałam palcami włosy przyszła mi do głowy jedna myśl – jak znalazłam się we własnym pokoju? Do tego tylko w bieliźnie podkoszulku. Poszłam do łazienki żeby przemyć twarz wodą. Spojrzałam na swoje odbicie. Oczy miałam podpuchnięte a na głowie jeden wielki kołtun. Spryskałam włosy preparatem na rozczesywanie i zaczęłam walkę z kosmykami. Kiedy doprowadziłam się już do dopuszczalnego stanu, wróciłam do pokoju. Na szafce spostrzegłam kartkę, której, mogłam się założyć, nie było tam poprzedniego dnia. Podeszłam do niej i spostrzegłam to samo pismo co na paczce w serduszka, którą dostałam jakiś czas temu.

Znowu zasnęłaś na moim ramieniu.
Czy z Tobą wszystko w porządku, bo zaczynam się
trochę bać, że twój organizm
tak reaguje na moje towarzystwo haha
Nie martw się, od razu jak zobaczyłem, że odpłynęłaś
zaniosłem Cię do łóżka i szybko wymknąłem tylnym wejściem.
Zadzwoń jak się obudzisz.
J. xx
PS Nie martw się, nie napawałem się twoim widokiem
w bieliźnie ;) ‘rozebrałem Cię’, bo nie wytrzymałbym
z myślą, ze miałabyś się całą noc męczyć w ciasnych rurkach.

Po przeczytaniu liściku trzy razy chwyciłam telefon i wybrałam numer Justina.
- Witam śpiąca królewno – przywitał mnie miękki głos chłopaka. – Naprawdę dopiero się obudziłaś?
Dopiero po tych słowach spojrzałam na zegarek stojący na szafce przy łóżku. Dochodziła 13. Jezus Maria! Naprawdę tyle przespałam?
- Ehmm, no tak – odparłam zawstydzona. – Przepraszam, że ten wieczór skończył się tak jak się skończył. Obiecuję, że kiedyś postaram się nie zasnąć!
- Haha – usłyszałam jego śmiech w słuchawce. – No ja myślę! Bo jeżeli zawsze będziemy kończyć w tym punkcie to ten związek nie będzie zbyt porywający.
Chwila… Czy on naprawdę użył słowa ‘związek’?
- Suzie? Jesteś tam jeszcze? – po 10 sekundach z rozmyślań wyrwał mnie głos Justina.
- Tak tak. Emm.. Masz na dziś jakieś plany?
- Szczerze to nie, co jest dziwne przy moim stylu życia – znowu się zaśmiał. – Obrazisz się, jak przyjadę za pół godziny?
- Nie, tylne drzwi są otwarte.
- Nawet bez tych słów bym o tym wiedział – mruknął i zakończył połączenie.
Ok Suz, masz pół godziny za zebranie swoich zwłok w całość.
Po dwudziestu minutach byłam już umyta, umalowana, ubrana i gotowa do pokazania się publicznie. Poczułam burczenie w brzuchu i szybko przekalkulowałam czy zdążę przygotować sobie coś przed przyjściem Justina. Byłam w trakcie kończenia robienia kanapki kiedyś jakieś ręce owinęły się wokół mojej talii, a czyjaś głowa opadła na moje ramię.
- Co tu pysznego przygotowujesz? – Juss szepnął mi do ucha.
- Głodny jesteś? Tobie też mogę zrobić – zaśmiałam się i przełożyłam kanapkę na talerz.
- Jestem głodny, ale nie chodzi tu o jedzenie – trącił nosem moje ucho, a palcami zaczął zataczać kółka na moim brzuchu.
- Nie ma  pojęcia o co ci chodzi – zmieszana i z lekkim uśmiechem na ustach wyrwałam się z jego uścisku i usiadłam przy stole biorąc gryza mojej kanapki.
Chłopak oparł się tylko plecami o kuchenny blat i patrzył jak spożywam.
- Co się tak patrzysz? – zwróciłam się do chłopaka w połowie posiłku.
- To już nie mogę się nawet patrzeć? Pff, kobiety – prychnął ze śmiechem. – Nie zwracasz na nie uwagi to jest źle, patrzysz na nie to też jest źle. I weź tu je zrozum. – po wypowiedzeniu tych słów otworzył sobie lodówkę i wyjął sok pomarańczowy. Nalał sobie do szklanki i popijając usiadł naprzeciwko mnie.
- To jakie mamy plany na dziś? – mruknął.
- To my mamy jakieś plany? – odparłam otrzepując dłonie z okruszków i zanosząc talerz do zlewu. – Ja mam zamiar zostać dziś w domu, poleniuchować i popatrzeć jak rośnie trawa.
- Ambitne plany! Chętnie się przyłączę.
Weszłam po schodach do mojego pokoju, a Justin deptał mi po piętach jak cień. Usiadłam przy biurku, odpaliłam laptopa i zaczęłam przeglądać twitter’a. Chłopak w tym czasie rzucił się na łóżko i włączył telewizor. Zapatrzony w ekran nawet nie zauważył kiedy do niego podeszłam. Niczego nie świadomy chłopak nawet nie spodziewał się tego co miało za chwilę nastąpić. Rzuciłam się na niego i zaczęłam łaskotać po całym ciele. Przestraszony chłopak zaczął wywijać się na łóżku we wszystkie strony, krztusząc się ze śmiechu i krzyku, usiłując mnie złapać. Kiedy w końcu mu się to udało, rzucił mnie na plecy, załapał rękami nadgarstki, nogami zablokował mi nogi i przycisnął własnym ciałem, że nie mogłam się ruszyć. Utknęłam.
- Ładnie to tak atakować bez ostrzeżenia? – jego twarz była tak blisko mojej, że poczułam jego oddech na moich ustach. – Oj kochanie, będzie kara. – zaśmiał się.
Złapał moje obie ręce w jedną swoją, a drugą zaczął tym razem mnie łaskotać. Łzy popłynęły mi od panicznego śmiechu, ale chłopak nie przestawał i śmiał się razem ze mną.
- Justin przestań! Boże, proszę, przestań – krzyczałam.
- Przestanę pod jednym warunkiem.
- Wszystko! – wzdychałam pomiędzy kolejnymi atakami śmiechu. – Zrobię wszystko! Tylko proszę przestań już.
Chłopak puścił i zeszedł ze mnie. Usiadłam obok niego próbując uspokoić oddech.
- Gdybym był draniem to twoją deklarację ‘zrobię wszystko’ wykorzystałbym pewnie w jeden sposób.
Prychnęłam, a Justin się zaśmiał.
- Myślę jednak, że to czego chcę nie jest wielką sprawą.*
- No więc? – usiadłam przed nim na swoich kolanach podskakując jak małe dziecko.
- Pocałuj mnie, Suzanne.


*(it’s not a big deal w angielskim brzmi dużo lepiej… polski ssie)



Rozdział krótszy, ale dodany po dwóch dniach. Brawa dla mnie!
Mam ostatnio dużo chęci do pisania i przypływy inspiracji. Zastanawiam się czy nie wprowadzić do opowiadania innych sławnych osób (np. z 1D, 5sos, The Vamps i innych solowych wykonawców). Pomyślę nad tym.
A tymczasem do następnego ;)


poniedziałek, 14 lipca 2014

Eighteen

O nie! Austin tego pożałuje! Czułam jak narasta we mnie wściekłość. Kopnęłam kosz na śmieci i wszystko wysypało się dookoła. Nie zważając na to, powtórzyłam tę czynność jeszcze kilka razy robiąc jeszcze większy bałagan w kuchni.
- Kurwa! Kurwa! Kurwa! Ku-u-u – po chwili moja wściekłość przerodziła się w rozpacz. Upadłam na podłogę i zaczęłam głośno szlochać. Dławiłam się własnymi łzami leżąc pośród wyrzuconej zawartości kosza. Łzy spływały mi po policzkach, łkałam i po prostu leżałam. Po chwili doszłam do wniosku, że muszę usłyszeć znajomy głos, który doda mi otuchy. Wstałam, otrzepałam się i sięgnęłam po telefon. Otarłam łzy z oczu żeby lepiej widzieć i dotknęłam ikonki połączenia.
- Halo? – usłyszałam słaby i dobrze mi znany głos w słuchawce.
- Lola?
- O boże, Suz. Co się stało?
- Ni-ic – załkałam do telefonu. – Chciałam tylko usłyszeć twój gło-os.
- Nie kłam. Wiem kiedy to robisz. Poza tym, słyszę, że płaczesz. Jesteś w domu?
- Ta-ak..
- Będę za 10 minut. Nigdzie się nie ruszaj – moja przyjaciółka rozłączyła się, a pode mną ugięły się kolana. ‘A gdzie niby miałabym pójść’ pomyślałam. Nie wiem czemu tak reagowałam na to wszystko ale tak wyszło. Wydawało mi się, że minęła minuta kiedy drzwi nagle się otworzyły. Z twarzą przy podłodze zobaczyłam czarne szpilki w progu.
- O mój boże, Suz! – Lola podbiegła do mnie i chwyciła w ramiona. – Kochanie, co się stało? Boże święty, jak ty wyglądasz!
Spojrzałam na nią. W jej oczach widać było troskę i coś jeszcze, ale nie wiem dokładnie co. Zamrugałam trzy razy i przytuliłam ją mocno.
- Lola, przepraszam.
- Za co?
- Za wszystko. Za wszystkie te złe rzeczy, które ci zrobiłam. Za wszystkie sytuacje kiedy nie powiedziałam ci prawdy, kiedy cię okłamałam. Za wszystko! Tylko proszę, nigdy nie odwracaj się ode mnie, to będzie za bardzo bolało. Proszę!
- Czemu miałabym to robić, Suzanne? Przecież wiesz, że za bardzo cię kocham, głuptasku. Tylko dlatego płaczesz? Bo wyobraziłaś sobie to, że się zostawiam?
- Nie… Nie zupełnie. Oj Lol! Jestem idiotką, jestem wielką idiotką. Nie ma głupszej osoby na świecie! Najpierw robię, później myślę. Cze-e-emuuu – łzy trysnęły z moich oczu nowym strumieniem.
Moja przyjaciółka nic nie powiedziała. Pogłaskała mnie po głowie i wstała.
- Przyniosę ci chusteczkę – powiedziała i odeszła w stronę kuchni.
Nie minęła minuta kiedy usłyszałam krzyk:
- Cholera jasna! Ja pierdolę, Suz! Co tu się stało???
Dopiero po chwili doszłam do wniosku, że pewnie zobaczyła bałagan w kuchni. Wstałam i poszłam w jej stronę. Moja przyjaciółka właśnie podnosiła kosz i wrzucała śmieci z powrotem.
- Co to? Od kogo? Czemu to leży w śmieciach? – wyciągnęła w moją stronę rękę z kwiatami od Austina. Nie były w dobrym stanie.
- To A-a-a-austiiiin – i kolejny potok łez. Czy one nigdy się nie kończą?
- Coooo? – Lola spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Austin? Ten sukinsyn? Co on robi w Los Angeles?
- Wrócił.
- Kiedy?
- Kilka dni temu. Nie pamiętam kiedy dokładnie.
- I dlatego płaczesz? – spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Oj Lol, to nie o to chodzi. Jestem po prostu głupia! Mam szansę na idealnego chłopaka, którego pożąda wiele dziewczyn na świecie. Szansa jest tak blisko, a ja oczywiście muszę wszystko spierdolić…
Lola spojrzała na mnie pytająco. Musiałam jej wszystko opowiedzieć. Prędzej czy później i tak by to ze mnie wyciągnęła.
- Byłam na kolacji z Justinem i…
- Bieberem??? – spojrzała na mnie z  błyskiem w oczach.
- Tak – Lola, jęknęła. – Nie przerywaj mi proszę, bo nie dowiesz się o co chodzi.
Moja przyjaciółka pokazała gest zawiązywania ust.
- Byłam na kolacji z Justinem. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie to, że naszym kelnerem okazał się Austin. Kiedy go zobaczyłam cos mnie tknęło. Może fakt, iż to była nasza restauracja, nie wiem. W każdym razie, poszłam za nim do kuchni. Znalazłam go i chciałam porozmawiać, ale nie wiem co we nie wstąpiło. Pocałowałam go, Lola, pocałowałam! Nie wiem czemu! – łzy pojawiły się w moich oczach już nie wiem, który raz tego dnia. – Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam. Wybiegłam z restauracji, a Justin wybiegł za mną. Pytał się o co chodzi, ale mu nie powiedziałam. Bo co miałabym mu powiedzieć? ‘Jem z tobą kolację, ale w międzyczasie wychodzę do kuchni żeby przelizać się z kelnerem’? Płakałam w jego ramię cały czas. Po tym pewnie nie będzie chciał mnie znać.
- Oj Suz. Nie wiem co mam teraz powiedzieć. Zatkało mnie. Powalił mnie fakt, że pocałowałaś Austina. Będąc jednocześnie na randce z Justinem Bieberem! Taka szansa! Co on ci mówił, jak wracaliście do domu?
- Pytał się, co się stało, czemu płaczę, głaskał po głowie, trzymał mnie za rękę. Troszczył się po prostu.
- O kochana! A co jeżeli mu się spodobałaś?
- Jak ‘co jeżeli’? Nie będzie chciał mnie znać jak się dowie.
- Ale na razie nic nie wie. Więc ciesz się chwilą! Chwytaj póki masz okazję! Jejciu, ale ci zazdroszczę – spojrzała na mnie z podnieceniem w oczach. – A teraz posprzątajmy ten burdel, który tu zrobiłaś. Chyba nie chcę wiedzieć co tu się stało – uśmiechnęła się i po chwili zbierałyśmy już śmieci z podłogi.


20 minut później kuchnia była czysta, błyszcząca i pachnąca. Umyłyśmy z Lolą podłogę i blaty. Zadowolone z naszego dzieła zrobiłyśmy sobie popcorn i usiadłyśmy przed telewizorem. Włączyłyśmy jakiś film i śmiejąc się oraz rozmawiając oglądałyśmy go. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk nadchodzącej wiadomości. Wzięłam iPhone do ręki i przeczytałam:

Od. Justin
Jesteś w domu?

Szybko wklepałam odpowiedź:

Do: Justin
Tak

Usiadłam z powrotem obok Loli, wzięłam garść popcornu i zaczęłam myśleć, czemu do mnie napisał. Ostatnio jak mnie widział, nie byłam w dobrym stanie. Spoglądałam co chwilę na mój telefon, milczał. Justin nie odpisał. O co mu chodziło? Pół godziny później usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
- Ciekawe kto to. Pójdę otworzyć – rzuciłam do Loli.
- Pewnie pizza. Zamówiłam ją 15 minut temu. Powinna już być.
Podeszłam do drzwi, przekręciłam klucz i otworzyłam je na oścież. Na progu stał Justin z pudełkiem pizzy.
- Hej – powiedział i obdarzył mnie idealnym uśmiechem. – Spotkałem dostawcę pod drzwiami. Zapłaciłem, mam nadzieję, że się nie gniewasz? Wybacz, że wpadam tak, bez zapowiedzi, ale musiałem sprawdzić czy wszystko już z tobą w porządku. Jesteś sama?
- Tak… To znaczy nie! Jest Lola – zatkało mnie kiedy zobaczyłam go w wejściu więc nie umiałam skleić logicznego zdania.
- Ah… Mogę wejść? – spojrzał na mnie pytająco z rozbawieniem w oczach.
- Tak tak – przesunęłam się, żeby zrobić mu miejsce.
- Suz, co tak długo. Umieram z głodu – usłyszałam głos przyjaciółki dochodzący z salonu, a po chwili dźwięk podnoszenia się z kanapy i kroki. – Co ci zajmuje tyle cza… O mój boże! – Lola nie dokończyła zdania, bo zobaczyła Justina. Zasłoniła sobie usta dłonią, a w oczach miała niedowierzanie.
- Lol, spokojnie. Musisz przywyknąć, proszę.
- Przywyknąć? – chłopak podniósł brwi. – Czyli masz zamiar zapraszać mnie częściej?
- Nic takiego nie powiedziałam.
- Zaprosiłaś go i nic mi nie powiedziałaś? – Lola otrząsnęła się lekko z szoku.
- Nie zapraszałam go. Otwierałam drzwi będąc pewna, że to dostawca pizzy.
- To co tam ciekawego robicie, dziewczęta?
- Oglądamy film! Dołączysz się? – Lola wyrzuciła z siebie trochę za szybko.
- Jasne! W końcu zapłaciłem za tą pizzę, więc powinienem dostać chociaż kawałek – Justin uśmiechnął się szeroko, a ja zamknęłam drzwi i ruszyłam do kuchni.
Byłam zdenerwowana faktem, że Justin wpadł bez ostrzeżenia i nie mogłam się na to psychicznie nastawić po tym co zrobiłam w restauracji. Jednak moje zdenerwowanie przykrywało teraz zażenowanie moją przyjaciółką, która latała wokół chłopaka jak natrętna mucha i co chwilę coś wykrzykiwała albo popiskiwała. Kiedy Juss w końcu się od niej uwolnił i usiadł na krześle naprzeciwko mnie miał rozbawioną minę.
- Ona ma tyle energii co 5-latek – powiedział patrząc na Lolę. – Ona zawsze się tak zachowuje?
- Nie, ta sytuacja jest wyjątkowa. Wiesz, nie codziennie światowej sławy bóg seksu wbija ci do domu nieproszony.
- Czy ty właśnie stwierdziłaś, że jestem seksowny? – rzucił mi zalotne spojrzenie.
- Nie łap mnie za słowa – rzuciłam w niego ścierką, którą akurat trzymałam w ręce. – Powiedziałam tak, bo wszystkie twoje fanki tak uważają, a Lola jest jedną z nich więc…mówiłam tak jakby w jej imieniu.
- Szkoda – spuścił oczy na swoje dłonie. – Ale co ja się będę martwił jedną dziewczyną, która nie uważa mnie za boga seksu skoro pół ludzkości na mnie leci – zaśmiał się, a ja rzuciłam mu piorunujące spojrzenie. – Hej hej! Tylko żartuję.
Nie mogłam się na niego gniewać kiedy rzucał mi to uwodzicielskie spojrzenie spod gęstych rzęs.
- Nie chcę wam przerywać jakże interesującej rozmowy, ale pizza stygnie, a wiesz Suz jak bardzo nie lubię zimnej pizzy.
- Okej, Lola – Justin wstał z krzesła. – Zgłodniałem trochę. Pokaż mi salon.
Kiedy odchodzili zastanawiałam się z jakiej racji mi, przeciętnej dziewczynie, niezbyt pięknej, nieciekawej przytrafiło się tyle szczęścia w postaci wspaniałej przyjaciółki, która wzbudzała pożądanie u wielu mężczyzn oraz chłopaka (nie wiem jak określić to co nas łączyło), który był odwzorowaniem Loli, ale płci przeciwnej. O nieeee! Oni zdecydowanie nigdy nie powinni być razem. Świat nie zniósłby takiej eksplozji idealności, popularności i seksapilu.
- Suz, żyjesz? – usłyszałam krzyk przyjaciółki z salonu. – Zaraz nic ci nie zostanie!
- Tak tak, już idę – odpowiedziałam jej i odłożyłam szklankę, którą wycierałam od 10 minut (robię to zawsze jak jestem zdenerwowana).
Kiedy szłam korytarzem usłyszałam tylko śmiech obojga z moich gości. ‘Nie zasługuję na to’ pomyślałam. Zatrzymałam się na rogu żeby na nich popatrzeć. Justin odgryzał kawałek pizzy kiedy Lola cos bardzo energicznie mu opowiadała. Z ciastem z ustach zaczął się śmiać, oparł się plecami o sofę i złapał za brzuch, jednocześnie zasłaniając usta żeby nie opluć blondynki. Moja przyjaciółka też się śmiała nadal mocno gestykulując i udając jakąś postać, której nie mogłam rozszyfrować. Kiedy chłopak lekko się uspokoił, otarł wierzchem dłoni usta i odwrócił się w moją stronę. Na jego ustach z powrotem pojawił się szeroki uśmiech.
- Suzanne, nareszcie. Już myślałem, że coś cię zjadło po drodze. Siadaj z nami.
Ruszyłam w jego stronę i klapnęłam na miejscu obok.
- Lola właśnie opowiadała mi historię jak źle się poczułaś w szkole i oplułaś nauczycielkę. A kiedy ci nie pozwoliła wyjść do toalety to na nią zwymiotowałaś. Jej parodia reakcji tej kobiety doprowadziła mnie do łez!
Rzuciłam Loli zabójcze spojrzenie. Czy ona próbowała mnie upokorzyć w oczach Justina?
- Dziękuję, przyjaciółko – rzuciłam krótko. – Ta historia jest idealna do opowiadania podczas jedzenia pizzy w miłej atmosferze!
- Oj Suz, nie gniewaj się – mrugnęła do mnie. – Ty byś mu o tym nie opowiedziała, a sądziłam, że powinien poznać cię z każdej strony.
- To nie było zabawne, Lola. Ja się nie śmieję! Próbujesz mnie upokorzyć? Pokazać z jak najgorszej strony? – miałam łzy w oczach. – Będzie lepiej jak już sobie pójdziesz.
- Hej, Suz, spokojnie. Ona przecież nic nie zrobiła. Chciała być miła, nic poza tym – Justin pogłaskał mnie po ramieniu.
- Nie! Nie znasz jej! Ona zawsze ma ułożony plan, ukryty cel w tym co robi! To nie jest pierwszy raz kiedy obrała taką taktykę.
Lola była w szoku, ale nawet mnie to nie wzruszyło. Wstała z fotela i dumą na twarzy, którą próbowała zakryć upokorzenie wyszła z pokoju.
- Miło było cię poznać, Justin – rzuciła tylko w stronę chłopaka i zamknęła za sobą drzwi.
- Chyba trochę przesadziłaś – mruknął zszokowany Justin.
- Proszę cię, nie mówmy o tym. Teraz mam tylko ochotę napić się wódki. Idziemy do baru? – odparłam z westchnięciem.
- Wiesz Suz… Ja tak po prostu nie mogę… Hmm… Nie zrozum mnie źle…
- Rozumiem, nie masz ochoty ze mną nigdzie wychodzić. Na naszych dwóch ostatnich spotkaniach pokazałam na co mnie stać i nie zdziwię się jak teraz wyjdziesz. Droga wolna, uciekał póki możesz – coraz więcej łez zbierało się w moich oczach.
- Nie! – szybko zaprotestował. – Nie o to mi chodziło! Chodzi o to, że…jeżeli ja sobie teraz wyjdę do pubu i zaleję w trupa z tajemniczą dziewczyną, o której trąbią teraz media to jutro znajdziemy się na pierwszej stronie wielu gazet. A tego chcę uniknąć.
- Aaaa… przepraszam – moja twarz zmieniła kolor na czerwony. – Jeju, wybacz. Ja umiem wszystko spieprzyć. Mówię zanim pomyślę. – łzy w końcu znalazły drogę ucieczki spod moich powiek.
- Możemy po prostu posiedzieć na tej kanapie w ciszy. Sądzę, że tak będzie lepiej, uspokoisz się wyciszysz – objął mnie ręką w talii i przyciągnął do siebie tak, że moja głowa opadła na jego tors.
- Dziękuję, że tu nadal jesteś. Każdy inny facet uciekłby już dawno daleko stąd.
- Ja nie jestem jak każdy inny.

Po tych słowach głowa zaczęła mi ciążyć, powieki opadać i nie zauważyłam kiedy zapadłam w sen w ramionach chłopaka o którym kiedyś mogłam tylko pomarzyć.

----------------------------------------------------------------

Rozdział dłuższy i dodany po dłuuuugiej przerwie, ale nawał wszystkiego spadł mi na głowę + brak weny. a z racji tego, że są wakacje to mam dużo czasu i tworzę to co tu widać oraz inne rzeczy. mam nadzieję, że rozdział sie podobał i postaram się wstawić kolejny w mniejszym odstępie czasowym 

xx

piątek, 15 listopada 2013

Seventeen

Wybiegłam z restauracji na tyle szybko na ile pozwalały mi moje buty na szpilce. Byłam w połowie parkingu, kiedy poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstek.
- Suzanne, powiesz mi w końcu o co chodzi? – krzyknął Justin.
Nie miałam siły biec dalej więc odwróciłam się w jego stronę. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać jak mogłam teraz wyglądać. Spojrzałam na piękną twarz chłopaka, wpatrywałam się w każdy szczegół, każdą zmarszczkę, która pojawiła się teraz na jego twarzy ze zdenerwowania. Stałam i po prostu patrzyłam, a on wpatrywał się w moje oczy.
- Suz… - zaczął.
- Nie. Nie mogę o tym rozmawiać. Zabierz mnie do domu – przerwałam mu.
- Ale…
- Po prostu – wyszarpnęłam rękę z jego uścisku. – Zawieź mnie do domu. Proszę. – ostatnie słowo wypowiedziałam z błaganiem w głosie.
- Dobrze – powiedział chłopak, objął mnie i zaprowadził do samochodu.
Opadłam na siedzenie, a po chwili dołączył do mnie Justin. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Chłopak spojrzał na mnie, chwycił moją rękę i lekko ścisnął. Odwróciłam głowę. Nie chciałam teraz na niego patrzeć. Było mi strasznie wstyd. Samochód ruszył, a ja wpatrywałam się w widok za oknem.
- Hej, mała. Czy kiedykolwiek się dowiem o co chodziło?
Pokiwałam tylko głową, a pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Justin od razu starł ją dłonią. Uśmiechnęłam się lekko. To miły gest. Chłopakowi chyba naprawdę na mnie zależy. Spojrzałam kątem oka na jego twarz. Patrzył na mnie ze smutkiem. Czułam jak gładzi palcami po mojej dłoni. Dodawało mi to otuchy.
- Przepraszam – wyszeptałam cicho w jego stronę.
- Dzisiaj zdecydowanie nadużywasz tego słowa – lekko się uśmiechnął. To małe drgnięcie jego warg spowodowało wylew ciepła w moim brzuchu.
- Wiem, ale przepraszam cię za to, że musiałeś patrzeć na mnie w takim stanie i, że musiałeś przez to przechodzić. Nie powinieneś.
- Hej, shawty. Kiedy dzieje ci się coś złego to naturalne, że się martwię. Byłoby łatwiej mi cię zrozumieć gdybym wiedział o co chodzi.
- Nie nalegaj, proszę.
- Dobrze, dobrze. Już siedzę cicho – Justin przejechał palcami po wargach, przekręcił niewidzialny kluczyk i wyrzucił go za siebie.
Kiedy dojechaliśmy pod mój dom, chłopak pierwszy wysiadł z samochodu i otworzył przede mną drzwi. Wysiadłam i skierowałam się w stronę wejścia do mieszkania. Słyszałam kroki Justina za mną. Kiedy stałam już pod drzwiami odwróciłam się w jego stronę. Stał dosłownie kilka minimetrów ode mnie. Czułam jego oddech na moim nosie. Nawet w szpilkach byłam od niego ciut niższa. Staliśmy tak chwilę oddychając spokojnie. Patrzyłam cały czas na jego idealne wargi. Kiedy je zamykał miały kształt niemal serca. Justin chyba zauważył, że wpatruję się w jego usta, bo zrobił krok do przodu tak, że między naszymi ciałami nie było już żadnej odległości. Jego dłonie spoczęły na moich biodrach, nasze ciała idealnie do siebie przylegały. Nie wiedziałam co w tym momencie mam zrobić. Kiedy chłopak przysunął bliżej twarz, aby połączyć nasze wargi w pięknym pocałunku, drzwi za moimi plecami otworzyły się. Momentalnie odsunęłam się od chłopaka żeby spojrzeć w twarz mojemu ojcu.
- Gdzie byłaś młoda damo? Jest już późno. Z matką martwiliśmy się o ciebie. Nie odbierasz telefonu. Kto to jest? – spojrzał na Justina. – Kojarzę cię skądś chłopcze – ojciec przymrużył oczy aby po chwili szeroko je otworzyć. – Wiem! Suzanne! Mówiłaś, że nie znasz tego chłopca, że nic cię z nim nie łączy! Czemu nas okłamałaś? Właź do domu w tej chwili!
- Ale…
- Nie ma żadnego ‘ale’. Raz raz!
Zdążyłam tylko przez sekundę spojrzeć w oczy Justina kiedy ojciec wciągnął mnie za rękę do mieszkania. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem, a ja tylko stałam i przetwarzałam w głowie całe to zajście.
- Gdzie dzisiaj byłaś? – z zamyślenia wyrwał mnie głos taty.
- Słucham?
- Powiedziałem GDZIE BYŁAŚ – dał nacisk na dwa ostatnie słowa.
- W restauracji.
- A ten chłopak to kto i czemu obściskiwaliście się na naszej wycieraczce.
- To był Justin, zaprosił mnie na kolację. Nie ‘obściskiwaliśmy się’ tylko po prostu żegnaliśmy.
- Wiem co widziałem. Chodź za mną, matka się niepokoi.
Podreptałam za tatą do salonu. Na kanapie siedziała mama ze śpiącą Kathie na kolanach.
- O kochanie, jesteś już. Gdzie byłaś? – mama jak zwykle zatroskanym głosem zwróciła się do mnie. – Frank, zanieś Katherine do łóżka.
Tata wziął moją małą siostrę na ręce i poszedł po schodach na górę.
- To gdzie byłaś, kochanie?
- W restauracji mamusiu – usiadłam naprzeciwko niej. – Ze znajomym.
- Co to za znajomy?
- Ma na imię Justin.
- Czekaj, czekaj – mama zawahała się i sięgnęła pod ławę ręką. – TEN Justin??? – pokazała mi artykuł o lunaparku.
- Ehm, tak mamo.
- Ależ Suzanne! Mówiłaś nam, że nic cię z nim nie łączy!
- Bo tak było! Wtedy.
- Suzanne, bardzo mi się nie podoba fakt iż nie mówisz nam co robisz całymi dniami. Znikasz kiedy jesteśmy w pracy, wracasz późnymi wieczorami…
- Mamono – jęknęłam. – Są wakacje.
- Mogłabyś chociaż napisać mi sms’a, zadzwonić…
- Obiecuję, że będę cię o wszystkim informować. A teraz, czy mogę już iść do pokoju? Jestem zmęczona.
- Suzanne, czy ty płakałaś? – mama przyjrzała się mojej twarzy i musiała zobaczyć podpuchnięte oczy.
- Nie mamo, nie – czułam jak łzy znowu zbierają się w kącikach moich oczu. – Po prostu jestem zmęczona. – wstałam i chciałam już iść w stronę schodów kiedy mama dodała jeszcze:
- A! I jeszcze jedno. Austin O’Donnell dzwonił pół godziny temu. Chyba wrócił z Europy. Zapisałam jego numer na wypadek gdybyś chciała oddzwonić. Podać ci go?
Po usłyszeniu tych słów wybuchłam niepohamowanym płaczem i pobiegłam do mojego pokoju. Upadłam na łóżko twarzą do dołu, a łzy wylewały się spod moich powiek strumieniami dopóki nie zmorzył mnie sen.

Obudziłam się rano w bardzo niewygodnej pozycji, w sukience i szpilkach z wczoraj. Wspomnienia w poprzedniego dnia uderzyły mnie jak piorun. Podeszłam do lustra i zobaczyłam w nim zmęczoną dziewczynę, z potarganymi włosami, zapuchniętymi oczami i rozmazanym makijażem. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Spływająca woda przyniosła mi ulgę. Kiedy już się jako tako ogarnęłam zeszłam do kuchni i zjadłam wielką miskę płatków.
- Dzisiaj zostaję w domu. Nigdzie nie wychodzę – powiedziałam do siebie i usiadłam przed telewizorem.
W telewizji, jak zwykle, nie było niczego ciekawego. Jakiś stary odcinek ‘Plotkary’ i inne bzdety typu ‘Moje problemy’ itd.
Wzięłam do ręki iPhone i zaczęłam grać w jakąś grę. Tak mnie wciągnęła, że nawet nie zauważyłam, że minęły 3 godziny. Przypomniał mi o tym mój brzuch, który domagał się kolejnej porcji jedzenia. Zajrzałam do lodówki. Pusto. Dosłownie pusto. Nic nie było. Brzuch zaburczał mi jeszcze raz. Muszę iść do sklepu, bo zemdleję, a nie lubię tego. Weszłam do mojego pokoju, założyłam dres, związałam włosy w kucyk i wyszłam z domu. Do najbliższego spożywczego miałam 2 minuty spacerkiem. Weszłam do sklepu i skierowałam się na dział z mrożonkami. Hmm, mam ochotę na pizzę? A może na zapiekankę? Wzięłam oby dwa pudełka i podeszłam do kasy. Szybko zapłaciłam i wyszłam na powietrze. Sięgnęłam do kieszeni spodni i poczułam, że coś tam mam. Wyciągnęłam papierosa. Był trochę pognieciony, ale dałoby się go zapalić. Jak dawno tego nie robiłam. Wróciłam do sklepu po zapalniczkę i odpaliłam szluga. Zaciągnęłam się mocno i wypuściłam dym z płuc. Wielka ulga, spokój. Szłam z zakupami w ręku paląc papierosa. Dogasiłam go przed wejściem do budynku. Zmierzałam w stronę moich drzwi kiedy mój wzrok przykuło coś co leżało na wycieraczce. Podeszłam bliżej i okazało się, że to bukiet róż oraz małe pudełeczko. Zabrałam to szybko do mieszkania i położyłam na blacie w kuchni. Najpierw zrobię sobie jeść, później zobaczę od kogo to. Odpakowałam pizzę, wsadziłam ją do piekarnika i spojrzałam na kwiaty. Do ręki wzięłam najpierw pudełeczko. Otworzyłam je a ze środka wyleciał piękny, duży motyl. Po chwili straciłam go z oczu. Zajrzałam do pudełeczka jeszcze raz. Na dnie leżała jakaś karteczka. Wyjęłam ją i obróciłam, żeby przeczytać co jest na niej napisane.

Ja to pamiętam. I nigdy nie zapomnę.
I jeżeli zrobisz coś nie tak – wykorzystam to.
A.


Podarłam karteczkę i wyrzuciłam jak najszybciej do kosza. Spojrzałam na kwiaty, a one po chwili wylądowały tam gdzie liścik. Austin gorzko tego pożałuje.



__________________________________________

Witam z kolejnym. znowu duży odstęp czasu, ale chyba zdążyliście się do tego przyzwyczaić. 
Buziaki ;)

wtorek, 8 października 2013

Sixteen

CHCIAŁABYM WYTŁUMACZYĆ MOJĄ DŁUŻSZĄ NIEOBECNOŚĆ:
WYNIKA ONA Z TEGO, ŻE TEN BLOG MA MAŁO WIDZÓW I STWIERDZIŁAM, ŻE PRZESTANĘ GO PROWADZIĆ. SKOŃCZĘ Z PISANIEM YMMD. ALE, KTÓREGOŚ DNIA WESZŁAM NA TEGO BLOGA I ZOBACZYŁAM KOMENTARZE I WIADOMOŚCI Z PYTANIAMI KIEDY KOLEJNY. TO DAŁO MI MOTYWACJĘ I OTO ON ;)

ENJOY <3

----------------------------------------------------

Suzanne POV

-Witaj kotku. Kopę lat!
Uwolniłam się z uścisku Austina, strzepnęłam niewidzialny kurz z ramienia i spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Skąd się tu wziąłeś? Jak? Kiedy?
- Wróciłem piękna. Nie mogłem zapomnieć.
- Austin, ugh! Zerwaliśmy pamiętasz? Czas by zapomnieć, naprawdę!
- Ale ja nie mogę zapomnieć – zrobił minę smutnego psiaka i chciał mnie złapać za rękę, ale szybko się odsunęłam.
- Nawet mnie nie dotykaj! – spojrzałam na niego wściekle.
- Hej, co się stało? – przechylił głowę w bok.
- Brzydzę się ciebie! Najlepiej będzie jak stąd wyjdziesz i oboje zapomnimy ostatnie 10 minut, ok.?
- Nie wiem co cię ugryzło, kotku. Poza tym, nie mam gdzie iść. Rodzice zostali w Europie.
- Przykro mi, mój dom to nie hotel. A! I nie mów – popchnęłam go – na mnie – pchnęłam go jeszcze raz – KOTKU! – ostatnie popchnięcie w klatkę piersiową wypchnęło go z mojego mieszkania na klatkę schodową. – Miło, że wpadłeś. A właściwie to… nie miło. Żegnaj – zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
Otrząsnęłam się, podciągnęłam spodnie i wróciłam na kanapę. Siedziałam tam jeszcze chwilę przełączając kanały, po czym wstałam i weszłam na piętro do mojego pokoju. Rozebrałam się, rzuciłam ubrania w kąt i weszłam pod prysznic. Ciepły strumień zmył ze mnie wspomnienia ostatnich 30 minut. Czemu Austin postanowił wrócić do Los Angeles? Źle mu było w Anglii? Nie chcę o tym już myśleć. Wycisnęłam wodę z włosów, owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Weszłam do garderoby po piżamę, a właściwie koszulkę i spodenki, ubrałam się i wskoczyłam do łóżka. Zgasiłam lampkę, ułożyłam się wygodnie i zamknęłam oczy. Przed zaśnięciem, myślałam o Justinie. Zobaczyłam w nim coś nowego, innego niż dotąd. Nie wiem co to było, ale podobało mi się. Wspominając jego karmelowe oczy, odpłynęłam w głęboki sen.

Kiedy się obudziłam, słońce już wisiało wysoko na niebie. Usiadłam, przeciągnęłam się i uśmiechnęłam się. Czułam, że ten dzień zapowiada się wspaniale. Wyskoczyłam z łóżka i podbiegłam do mojej wierzy stereo. Wyjęłam płytę One Direction, wsadziłam ją do odtwarzacza i pogłośniłam. W moim pokoju od razu rozniósł się śpiew chłopaków. Zaczęłam, skakać, tańczyć, śpiewać, śmiać się. Miałam bardzo dobry humor. Zeszłam na dół. Oczywiście byłam sama w domu. Spojrzałam na zegar kuchenny. Dochodziła 11. W tym momencie poczułam burczenie w brzuchu. Zajrzałam do lodówki, wyciągnęłam mleko i jajko, z szuflady sięgnęłam mąkę, miskę i patelnię. Zmieszałam składniki ze sobą i zrobiłam górę naleśników. Zjadłam je z miodem, dżemem malinowym i nutellą. Wróciłam do pokoju, ubrałam się i włączyłam MacBook’a. Stwierdziłam, że mam ochotę na jakiś film, więc usiadłam wygodniej na łóżku i odpaliłam ‘American Pie’. Ta seria filmów jest dziwna, ale wyjątkowo mi się podoba. Nie wiem czemu. Najechałam na przycisk ‘PLAY’ i odpłynęłam myślami w fabułę filmu.

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

Kiedy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, przeciągnęłam się i zamknęłam laptopa. Odłożyłam go na bok i wzięłam do ręki iPhone. Ujrzałam jedną nową wiadomość. Nie usłyszałam żebym dostawała sms’a, ale nie ważne.

Justin
Kocie, o 16 będę pod twoim domem. Nie każ mi czekać, bo niespodzianka nie wypali, buziak <3

Uśmiechnęłam się po przeczytaniu wiadomości. Dopiero po chwili dotarło do mnie o co chodzi. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał 15:40.
- CHOLERA! – wydarłam się i rzuciłam się w stronę łazienki w celu zrobienia makijażu.
Kiedy moja twarz była już gotowa wpadłam do garderoby jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że nie zapytałam Justina w co się ubrać, bo nie wiem gdzie jedziemy.
Wybrałam numer chłopaka. Odebrał po 2 sygnale.
- Hej piękna, gotowa?
- No właśnie nie. Mam jedno pytanie, gdzie jedziemy?
- To niespodzianka.
- A powiesz mi przynajmniej jak mam się ubrać.
- Elegancko i szybko! Bo zaraz będę ;)
Rozłączyłam się w ułamek sekundy i zaczęłam przeglądać moje sukienki. Wybrałam małą czarną, do tego sandałki na szpilce i złotą kopertówkę. Wrzuciłam to szybko na siebie i zbiegłam na dół. Przejrzałam się jeszcze w lusterku przy drzwiach, chwyciłam klucze i wyszłam z mieszkania. Zamknęłam je i zbiegłam po schodach. Zobaczyłam, że samochód Justina już stoi. W momencie kiedy wyszłam na świeże powietrze otworzyły się drzwi samochodu i wysiadł z niego młody Bóg. Spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się szeroko, aż zmiękły mi kolana.
- Jakie ja mam szczęście – szepnęłam do samej siebie i podeszłam do Justina.
- Pięknie wyglądasz – chłopak objął mnie i musnął lekko moje usta.
Zaczerwieniłam się, a chłopak przepuścił mnie do drzwi samochodu. Wsiadłam i spojrzałam na kierowcę.
- Cześć Patrick!
- Witaj Panienko – skinął głową.
W tym samym momencie do auta wsiadł Justin.
- Ruszajmy – powiedział, a Patrick od razu wcisnął w pedał gazu.
Chłopak spojrzał na mnie zalotnie i objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w jego szyję i odetchnęłam.
- Teraz powiesz mi już gdzie mnie zabierasz?
- Jeszcze nie, shawty. To niespodzianka.
- Ale ja nie lubię niespodzianek.
- Przykro mi. Dzisiaj musisz wytrzymać – uśmiechnął się tak, że nie byłam w stanie zaprotestować.
Jechaliśmy pustą drogą około 10 minut. Oczy zamykały mi się same ze zmęczenia kiedy Justin szarpnął leciutko za moje ramię.
- Kochanie, jesteśmy na miejscu.
Wyczłapałam się z samochodu i rozejrzałam się. Zobaczyłam duży oświetlony budynek w okolicy, którą kojarzyłam, nie wiem skąd.
- Justin, gdzie my jesteśmy?
- Na obrzeżach miasta. Moja ulubiona restauracja – chłopak chwycił lekko moją dłoń. – Wejdziemy do środka?
Bez wahania ruszyłam z nim do drzwi. Przechodząc obok okien zajrzałam do środka. Wnętrze było eleganckie – czerwone dywany, białe obrusy, piękna zastawa i cudownie ubrani ludzie. Podziękowałam w duchu Justinowi, że powiedział mi (z moim wkładem) co mam na siebie założyć.
- Rezerwacja na nazwisko Bieber – mój towarzysz mruknął do pracownika i przyciągnął mnie bliżej do siebie.
- Proszę bardzo – mężczyzna, około trzydziestki, wskazał nam ręką salę i zaprowadził do naszego stolika.
Usiedliśmy, a ja rozejrzałam się dokładnie. Już wiem skąd pamiętam to miejsce. W tej restauracji byłam na pierwszej randce z Austinem. Teraz ten lokal nie znaczy dla mnie nic, ale dawniej jego widok wywoływał uśmiech na moich ustach. Stare czasy. Błędy. Teraz jestem w tym samym miejscu, ze wspaniałym chłopakiem. Czego chcieć więcej. Kiedy kelner podał karty szybko chwyciłam swoją i sadziłam w nią nos.
- Hej, hej kotku. Aż tak jesteś głodna? – zaśmiał się Justin.
- Uhm, nie. Przepraszam.
Wybrałam szybko makaron jaki lubię i odłożyłam menu. Chwilę później zrobił to mój towarzysz. Kiedy minutę po tym przyszedł kelner poprosiłam o spaghetti bolognese i szklankę wody, a Justin o półkrwisty stek.
- Stek? – zapytałam z niedowierzaniem w głosie.
- Potrzebuję naprawdę dużo jedzenia żeby zapełnić mój żołądek, a ten kawał mięcha mi to zapewnia – uśmiechnął się, a ja nie mogłam już nic dodać.
Po 20 minutach postawiono przed nami talerze pełne jedzenia.
- Dzięku… O boże! – w momencie kiedy spojrzałam na kelnera, który nas obsługiwał zdałam sobie sprawę z tego, że to Austin.
- Smacznego – powiedział i odszedł.
- Austin! – krzyknęłam za nim, ale nie odwrócił się.
- Znasz go? – zapytał Justin wkładając sobie duży kawałek steka do ust.
- Ehh, tak. To mój były chłopak. Uhm, dopiero co wrócił z Europy… Do której wyjechał bez słowa 2 lata temu. Przepraszam – po wypowiedzeniu tych słów wstałam, rzuciłam móją serwetkę na stół i ruszyłam w stronę, w którą poszedł Austin. Nie wiem czemu to zrobiłam, ponieważ byłam tu z idealnym chłopakiem i nie chciałam tego psuć.
- Pani nie może tu wejść – pracownik restauracji chciał zatrzymać mnie przed wejściem do kuchni.
- Oj, daj spokój – zrzuciłam jego rękę z mojego ramienia i pchnęłam drzwi do kuchni.
W pomieszczeniu był zamęt. Wszyscy biegali na prawo i lewo żeby zdążyć z wydawanie zamówień. Dostrzegłam bruneta z prawej strony pomieszczenia. Czekał na dania, które miał podać na stoły.
- Austin!
- Suz, co ty tu robisz? Nie wolno wchodzić do kuchni!
- To ja się pytam, co TY tu robisz??? Czemu pracujesz w tej restauracji?
- Przypomniałem sobie, że tu, w LA, mieszka mój wujek i okazało się,  że jest właścicielem tego lokalu. Zatrudnił mnie i zapewnił mieszkanie. Czemu nagle zaczął obchodzić cię mój los?
- Bo to jest NASZA restauracja. Tu się wszystko zaczęło. A dziś przypadkiem, w tym samym miejscu, spotkałam cię. Czemu? Co jest z nami nie tak?
- Suz, przepraszam, że wyjechałem. Nie chciałem tego robić, nie miałem wyboru!
- O’Donnell gdzie ty się podziewasz??? Trzeba wydawać jedzenie – krzyknął ktoś zza placów chłopaka.
- Zaraz wracam! – odrzucił Austin, chwycił mnie za rękę i pociągnął na zaplecze.
- Wybaczam ci wszystko - nie wiem czemu to mówiłam, wszystko wylewało się ze mnie nie napotykając żadnej bariery. Na sali czekał na mnie wspaniały chłopak a ja marnowałam tu czas. Czemu? Wszystko co zdarzyło się po tych słowach było kwestią przypadku, niekontrolowanych emocji, nie wiem dlaczego to zrobiłam. Chwyciłam w ręce głowę Austina i przyciągnęłam jego usta do swoich. Zaskoczony chłopak dopiero po chwili odwzajemnił pocałunek. Było jak za dawnych czasów. Dwa ciała pasujące do siebie idealnie, współpraca, piękno. Jedna wspaniała całość. Po dwóch minutach pocałunku dotarło do mnie co ja robię. Odsunęłam się szybko, poprawiłam sukienkę i spojrzałam na zdezorientowanego chłopaka.
- Przepraszam – szepnęłam tylko i wybiegłam z zaplecza.
Skierowałam się szybko do mojego stolika. Zobaczyłam, że Justin cierpliwie czekał tam na mnie.
- Co było na tyle ważne, żeby pozwolić aby to pyszne jedzenie wystygło?
- Nic, naprawdę ni.. ii.. ic – ostatnie słowo wyłkałam. Łzy same wypłynęły z moich oczu. Zakryłam twarz dłońmi i skuliłam się na krześle.
- Kochanie, co się stało? – chłopak szybko przykucnął obok mnie i znalazł moją dłoń. – Hej, shawty. Powiesz mi?
- Przepraszam – wychlipiałam.
- Za co mnie przepraszasz?

- Przepraszam – powtórzyłam i wybiegłam z restauracji wywracając po drodze krzesło.

_________________________________________

Z racji mojej dłużej nieobecności w końcu coś się dzieje ;)
piszcie w komentarzach czy się podobało, bo nie wiem czy jest sens pisać dalej ;c
Z RACJI DZIWNYCH KOMENTARZY ODNOŚNIE BOHATERÓW, ZMIENIŁAM POSTACIE LOLI I AUSTINA. ZOBACZCIE ;)

sobota, 24 sierpnia 2013

POST INFORMACYJNY

Założyłam twittera dla naszej kochanej Suzanne. Z tego konta będę informować o nowych rozdziałach ;)

TWITTER SUZANNE <klik>

POJAWIŁA SIĘ TEŻ ZAKŁADKA 'INFORMOWANI'. JEŻELI CHCESZ ŻEBYM CIĘ INFORMOWAŁA WPISZ TAK SWOJĄ NAZWĘ TWITTER'A ;)

wtorek, 13 sierpnia 2013

Fiveteen

CZYTASZ = KOMENTUJESZ (to ważne, proszę!)

*wspomnienia są pisane kursywą*

Suzanne POV

Wieczorem, przed zaśnięciem, myślałam o Justinie. Zobaczyłam w nim coś nowego, innego niż dotąd. Nie wiem co to było, ale podobało mi się.

Kiedy odsunęliśmy się od siebie, chłopak spojrzał głęboko w moje oczy i szepnął:
- Dziękuję, że szłaś wtedy tamtą ulicą. I dziękuję, że kupiłaś ten koktajl. Gdyby nie to, to nigdy nie poznałbym tak wspaniałej dziewczyny jak ty.
- Ehhh, nie ma za co? – zupełnie nie wiedziałam co miałam powiedzieć w tej chwili.
Justin tylko się zaśmiał
- Jesteś urocza kiedy tak się rumienisz i wpadasz w zakłopotanie.
Moje policzki pewnie w tym momencie zrobiły się jeszcze bardziej czerwone niż były. On znowu się zaśmiał, spojrzał na moje dłonie, chwycił jedną z nich, splótł nasze palce i pociągnął mnie w stronę drzwi.
- Chodź, zjemy coś.
- Podobno nie jesteś głodny.
- Zmieniłem zdanie.
Weszliśmy do ogromnej kuchni Justina i od razu zabraliśmy się za robienie naleśników. Sięgnęłam po mleko i jajka do lodówki, a Justin wyciągnął mąkę i patelnię z szuflad. Po 15 minutach posiłek był już gotowy i usiedliśmy aby go skonsumować. Ta czynność poszła nam o wiele szybciej, bo już po 5 minutach po pancake’ach nie było już śladu. Zadowolona z faktu, że napełniłam żołądek wytarłam usta w serwetkę i wstałam od stołu. Chłopak wpakował talerze do zmywarki i zwrócił się do mnie:
- Masz ochotę na jakiś film?
Pokiwałam tylko głową i ruszyłam w stronę salonu. Zastałam tam Alfredo oglądającego jakiś mecz baseball’a. Gdy usłyszał moje kroki, odwrócił się.
- No co ja tu widzę? Uśmiech? Czyli wszystko już w porządku?
- W jak najlepszym – zaśmiałam się.
- Stary – Justin wyminął mnie. – Będziemy z Suz oglądać film więc…
- Czaję, mam się wynosić na górę – wywrócił oczami i się zaśmiał.
- Chciałem to ująć grzeczniej, no ale skoro już to powiedziałeś to TAK.
- Miłego seansu, papużki – szturchnął lekko Justina i mrugnął do mnie.
- Siadaj Suz – Juss pokazał mi ręką sofę. – Co chcesz obejrzeć?
- A jaki mam wybór?
- Możemy obejrzeć wszystko na co masz tylko ochotę.
- Ehh.. Nie wiem! Ty coś wybierz.
- W takim razie coś wylosuję – wziął pilota do ręki, zamknął oczy i przycisnął palcem przycisk przesuwania w prawo. Chwilę tak stał aż w końcu filmy się zatrzymały. – Hmm, Rzymskie Wakacje. Co ty na to?
- Spoko – uśmiechnęłam się do niego, a on usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Oparłam głowę o jego tors kiedy on klikał przycisk PLAY. Siedzieliśmy w spokoju 2 godziny wpatrzeni w Audrey Hepburn na ekranie. Kiedy film się skończył usiadłam prosto, przeciągnęłam się i spojrzałam na zegarek.
- Już ósma. Powinnam się zbierać.
- Odwiozę cię.
- Nie ma potrzeby – wstałam i chwyciłam torebkę gotowa do wyjścia.
- Nie będziesz wracała sama wieczorem autobusem. Może ci się coś stać – Justin też wstał, podszedł do komody i wyciągnął kluczyki od samochodu. – Zapraszam, BieberMobil już czeka.
Zaśmiałam się szybko i przeszłam przed drzwi, które wskazał mi Juss. Zaparło mi dech w piersiach na widok czterech bardzo pięknych i pewnie bardzo drogich samochodów.
- Co jest, shawty? Nigdy nie widziałaś Lamborghini?
- Widziałam, jasne, że widziałam!
- To wsiadaj do tego srebrnego, a ja jeszcze skoczę po kurtkę.
Podeszłam do pierwszego auta i otworzyłam drzwi. Schyliłam się żeby wsiąść, ale nagle poczułam ogromny ból w czole. No tak! Ja niezdara musiałam przywalić głową przy wsiadaniu. Potarłam czoło i usiadłam na fotelu. Chwilę później Justin do mnie dołączył, odpalił silnik i wyjechał z garażu. Jechaliśmy w ciszy. Co jakiś czas czułam, że chłopak na mnie spogląda, ale nie dałam po sobie poznać, że to zauważam. Po 20 minutach byliśmy już na miejscu. Ostrożnie otworzyłam drzwi i powoli wysiadłam z pojazdu.
- Dzięki za podwózkę i.. ehm… do zobaczenia?
- Tego jestem pewien, piękna – puścił do mnie oko i odjechał.
Wypuściłam gwałtownie powietrze z ust. Co się ze mną dzieje? Otrząsnęłam się po chwili i sięgnęłam do torebki w poszukiwaniu kluczy. Wsadziłam je do zamka i chciałam przekręcić, lecz poczułam, że drzwi są już otwarte. Rodzice pewnie wrócili już do domu. Weszłam żwawo do holu, rzuciłam klucze na komodę i ruszyłam w stronę salonu. Zastałam tam mamę czytającą książkę. Gdy usłyszała moje kroki podniosła wzrok znad lektury i spojrzała na mnie.
- Gdzie byłaś Suzie?
- Pojechałam do galerii handlowej – musiałam skłamać, bo obiecałam rodzicom, że nic nie łączy mnie z Justinem.
- Sama? – spytała z niedowierzaniem.
- Tak.
- Czemu nie masz ze sobą żadnej torby?
- Nie znalazłam nic zadowalającego.
Mama tylko się zaśmiała i wróciła do czytania książki. Weszłam po schodach do swojego pokoju, zdjęłam buty, rzuciłam torbę na łóżko, związałam włosy w kucyk i napuściłam wodę do wanny. Odprężająca kąpiel to coś na co miałam ochotę. Zanurzyłam się w wodzie pełnej kolorowej piany i miliona zapachów. Wyszorowałam całe ciało mocno, aż do czerwoności i wyszłam z gorącej kąpieli. Zakręciło mi się w głowie od zbyt szybkiego wstania. Owinęłam ciało w ręcznik i spojrzałam w lustro. Uśmiechnęłam się do siebie i wyszłam z łazienki. Wzięłam do ręki iPhone i sprawdziłam aktualności na instagramie. Kolejne lajki, kolejne followy. Nic interesującego. Lola wstawiła nowe zdjęcie. Można było się z niego dowiedzieć, że była dzisiaj w aquaparku ze starszym bratem. Odłożyłam telefon i zajrzałam do szafy. Założyłam pierwsze lepsze dresy, bluzkę bez rękawów i cieplutkie skarpetki. Włączyłam mojego MacBook’a i weszłam na facebook’a. Nudy, nudy, nudy. Moje życie jest nudne! Zeszłam na dół, nalałam sobie soku porzeczkowego i usiadłam przed telewizorem. Kończyłam akurat oglądać jeden odcinek Skins’ów, który akurat leciał na jakimś kanale, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Kto to może być o tej porze? Przeszłam przez korytarz, wzięłam klucz do ręki i otworzyłam drzwi. Na progu stała  ostatnia osoba, której bym się spodziewała. Austin.

- Witaj kotku. Kopę lat! – krzyknął i przytulił mnie mocno, a ja tylko wydałam z siebie długi i głośny jęk.


________________________________________________________

Rozdział krótszy niż reszta, ale był pisany na szybko, bo druga autorka ZNOWU zawiniła i musiałam wziąć ten ciężar tylko na siebie.
Długo czekaliście z powodu wymienionego wyżej. wybaczcie, postaram się coś z tym zrobić.
Jak na razie....
komentujcie
i
DO NASTĘPNEGO ;*

wtorek, 2 lipca 2013

Fourteen

Justin’s POV

- Justin, nie chcę rozumieć. Chcę dostać cały tekst piosenki. Kiedyś mi za to podziękujesz! – wychodząc wziął klucze ze stolika. Odjechał z podjazdu zostawiając mnie samego z problemem.
Nie wiem kto oprócz Alfredo usłyszał mój wrzask wynikający z bezradności, ale miałem to aktualnie w dupie. W drodze do pokoju wyrzuciłem z siebie wszystkie możliwe przekleństwa. Rzuciłem się na łóżko z słuchawkami na uszach.

Suzanne’s POV

- Do zobaczenia! Niedługo się spotkamy. I pamiętaj, nikomu ani słowa!
Lola tylko mrugnęła, odwróciła się i poszła w stronę samochodu. Odetchnęłam z ulgą, że jestem w domu sama. Poszłam do pokoju i otworzyłam MacBook’a. Weszłam na facebook’a i napisałam na prawdziwe konto Justina (pod innym imieniem i nazwiskiem). Wiadomość wyświetlona. Nie odpisał. Poczekałam 5 minut i napisałam znowu. Sytuacja powtarzała się jeszcze trzy razy. Zdenerwowana postanowiłam zadzwonić do Justina. Po drugim sygnale włączyła się poczta głosowa. ODRZUCIŁ! Jak mógł? Co mu się stało? Przyznam, miał do tego prawo, ale tu chodzi o to, że nigdy tak nie robił. Sam z siebie często dzwonił. Wybrałam numer jeszcze raz. Znowu to samo. Stwierdziłam, że nie mogę tego tak zostawić. Wyszukałam w kontaktach imię Alfredo i kliknęłam połącz. Odebrał po trzecim sygnale.
- Hej Fredo. Słuchaj, jest sprawa. Justin odrzuca moje połączenia, nie odpisuje. Wiesz może co się dzieje?
- Jeżeli sam ci o tym nie powiedział to ja nic tutaj nie mogę zrobić. Wybacz Sue, ale nie mogę teraz rozmawiać.
- Czekaj, czekaj, czekaj!
- Tak?
- Powiedz mi przynajmniej czy nic mu nie jest. Jest zdrowy? W jednym kawałku?
- Wszystko z nim w porządku. Próbuj dalej się z nim skontaktować. Powodzenia.
Połączenie zostało przerwane. Przynajmniej mam pewność, że nie miał żadnego wypadku, ani nic. Postanowiłam jeszcze raz zadzwonić. Znowu odrzucone. Napisałam trzy smsy. Bez odpowiedzi. Cisza po prostu, jakby nie istniał. Musiałam zająć czymś myśli, bo na prawdę się martwiłam. Położyłam głowę na poduszce i po chwili odpłynęłam.

Justin’s POV

Dzwoniła już 10 razy, wysłała 5 smsów, kilkanaście wiadomości na facebook’u. Wiem, że „łamałem” jej w tej chwili serce, bo czułem, że się martwiła, ale nie miałem siły z nią teraz rozmawiać. To co zrobił Scooter było zbyt ciężkie, by obarczać tym barki Suzanne. To była piosenka dla niej, tylko dla niej! Nie mogłem jej wydać! Ta piosenka miała w sobie trochę intymności! Ta wiadomość za bardzo mnie przytłoczyła, nie wiem dlaczego. Wstałem z łóżka i zszedłem do kuchni. Zastałem tak Alfredo.
- Hej.
- Siema młody. Co ty odwalasz?
- Eee. Robię sobie kanapkę?
- Nie o to mi chodzi! Chodzi mi o dziewczynę!
- No dziewczynę. Dziewczyn są miliony – ugryzłem bułkę z serem.
- Zamknij się! Mówię o Suzanne! Dzwoniła do mnie dziś.
Zakrztusiłem się kanapką. Kumpel musiał mnie poklepać po plecach zanim doszedłem do siebie. Wypiłem szklankę wody i spojrzałem na niego.
- Dzwoniła?
- Tak. Mówiła, że odrzucasz połączenia i nie odpisujesz! A dopiero co byłeś taki zakochany. Nie baw się znowu dziewczynami, Bieber. A tym bardziej nie Sue, bo ona wygląda na naprawdę porządną.
- Ryj! To co robiłem kiedyś  to tylko przeszłość! Już nie bawię się dziewczynami. To było szczeniackie – wstydziłem się mojej przeszłości. Większość dziewczyn, które miałem nie miałem dłużej niż dwa miesiące, bo mi się „nudziły”. Dopiero po kilku sekundach dotarła do mnie druga część zdania. Zakochany? Nieeeee! Aż tak daleko sprawy nie zaszły. Szczerze to nie wiedziałem co do niej czułem. Ale na pewno jej nie kochałem. Przyciągała mnie, przyznaję, uwodziła, ale do zakochania jeszcze trochę brakowało.
- Co tak zastygłeś? Jedz.
- Nie jestem głodny – wstałem od stołu i ruszyłem w stronę mojego pokoju.

Suzanne’s POV

Martwiłam się. Naprawdę. Minęły trzy dni, a Justin się nie odzywał. Wiedziałam, że siedzi w domu, bo mam Internet, a o nim piszą dość często. Nie wychodził nigdzie. Zaszył się w swoich czterech kątach na amen. Dzwoniłam, pisałam. Bez rezultatu. Zdecydowałam się podjąć dyrastyczne kroki. Wsiadłam w autobus jadący na obrzeża Los Angeles – w okolice domu Juss’a. Kiedy zatrzymał się na odpowiednim przystanku, wysiadałam i spojrzałam na GPS w moim iPhone. Miałam do przejścia jeszcze dwie przecznice. Idąc myślałam co mu powiem. Nie miałam pojęcia. Kiedy doszłam pod jego dom zdałam sobie sprawę, że przyjechałam tu bez sensu. Może on wcale nie chciał się ze mną widzieć? Na powrót było już za późno, bo wyszłoby na to, że na próżno przejechałam taki kawał drogi. Chwyciłam za klamkę furtki. O dziwo była otwarta. Weszłam do ogrodu i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Pociągnęłam na klamkę. Te drzwi także były otwarte. Czy on jest poważny? W każdej chwili jakiś paparazzi albo jakaś chora fanka może wpaść do środka. Przekroczyłam próg i nasłuchiwałam czy Justin jest w domu. Usłyszałam dwa głosy dochodzące z kuchni.
- Tak. Mówiła, że odrzucasz połączenia i nie odpisujesz! A dopiero co byłeś taki zakochany. Nie baw się znowu dziewczynami, Bieber. A tym bardziej nie Sue, bo ona wygląda na naprawdę porządną – rozpoznałam głos Alfredo.
- Ryj! To co robiłem kiedyś  to tylko przeszłość! Już nie bawię się dziewczynami. To było szczeniackie – Justin a niego warknął.
- Co tak zastygłeś? Jedz.
- Nie jestem głodny.
Usłyszałam odsuwanie krzesła i nerwowy krok w moją stronę. Teraz albo nigdy. Wyszłam na korytarz i zobaczyłam Justina idącego szybko ze spuszczoną głową. Kiedy był jakiś metr ode mnie podniósł głowę i momentalnie się zatrzymał.
- Co ty tu robisz?
- Drzwi były otwarte.
- Nie powinnaś tu przychodzić. Myślę, że dałem ci to jasno do zrozumienia nie odpisując i odrzucając połączenia.
- Martwiłam się – spojrzałam na niego przepraszająco.
- To zamartwiaj się innymi sprawami. A teraz przepraszam, chciałbym przejść, ale zagradzasz mi drogę.
Odsunęłam się lekko, a on mnie minął i wszedł na piętro. Co mu się stało? Ruszyłam w stronę kuchni. Zastałam tam Alfredo sprzątającego ze stołu.
- Hejka.
Fredo odwrócił się.
- O! Sue! Co ty tu robisz? – wstawił talerze do zlewu, podszedł do mnie i cmoknął mnie w policzek. – Skąd się tu wzięłaś?
- Przyjechałam.
- Justin już cię widział?
- Tak – szepnęłam i poczułam pieczenie w kącikach oczu. Łzy napłynęły mi momentalnie.
- Ej mała, co jest?
- Bo… - nie zdążyłam odpowiedzieć, wybuchłam płaczem.
Chłopak przytulił mnie i westchnął.
- Co się z nim do kurwy dzieje? Nie poznaję go! Suzanne, uspokój się lekko. Pójdziemy do Niego na górę i porozmawiamy.
Minęło jakieś 10 minut zanim moja twarz powróciła do pierwotnego stanu. Fredo wziął mnie za rękę i weszliśmy po schodach. Pod drzwiami do pokoju Alfredo jeszcze tylko ścisnął moją dłoń w swojej, uśmiechnął się do mnie i szepnął „wszystko będzie dobrze”. Szarpnął za klamkę i otworzył drzwi na oścież. Zauważyliśmy Justina siedzącego przy swoim laptopie z twarzą ukrytą w dłoniach. Kiedy usłyszał otwieranie drzwi podniósł głowę – oczy miał spuchnięte od płaczu.
- A ciebie nikt nie nauczył pukać? – warknął w stronę mojego towarzysza.
- Młody wyluzuj. Chcieliśmy porozmawiać.
- Nie widzicie, że nie mam na to ochoty?
Alfredo puścił moją rękę i puścił się pędem w stronę laptopa, którego Justin właśnie zaczął zamykać. Przeszkodziła mu w tym jednak ręka Fredo.
- Pokaż to.
- Nie! To są moje prywatne maile!
- Przecież widzę, że to od Scooter’a. Daj mi to przeczytać.
Przez chwilę zawisnęli patrząc na siebie, lecz po chwili Juss ustąpił. Alfredo wziął laptopa, otworzył go szerzej i przeczytał zawartość maila. Wypuścił gwałtownie powietrze z płuc.
- Młody, może jej powiesz? Nie możemy tego tak zostawić.
- O czym mówicie? – zapytałam, strasznie ciekawa tego co było w liście.
- Stary, nie mogę. Nie mogę!
- Możesz! Prędzej czy później i tak się dowie. A po przeczytaniu tej wiadomości raczej prędzej.
Justin spojrzał na mnie. Widać było cierpienie w jego oczach.
- Czy ktoś mi powie o co do cholery wam chodzi?
- Sue, nie bądź zła! Chodzi o to, że… Scooter… on… znalazł kartkę z tekstem i nutami do „Fall”… i…
- iii? – zapytałam.
- I on chce dostać prawa do tej piosenki i każe mi ją wydać, bo jak się nie zgodzę to musze zapłacić taką sumę pieniędzy jakiej chyba nawet nie posiadam – schował twarz w dłonie.
Przez chwilę analizowałam co powiedział. Po minucie do mnie dotarło.
- Hej, hej, hej! Czemu się łamiesz? To dobrze! To wspaniale, że mu się spodobała!
- Ale to była piosenka dla Ciebie! Napisana tylko i wyłącznie dla Ciebie! A teraz każdy będzie mógł ją usłyszeć. Nie kontaktowałem się z Tobą, bo za każdym razem jak o Tobie myślałem czułem ból, że będziesz na mnie zła.’
- Ale ja nie jestem zła! Cieszę się! Ta  piosenka jest naprawdę wspaniała i świat powinien ją usłyszeć!
- Naprawdę?
- Tak! Jak mogłabym się na Ciebie za to gniewać?
- Tak się cieszę! – Justin wstał z krzesła i mocno mnie przytulił. Pocałował mnie w ucho i zaśmiał się. – Jestem głupi.
- To chyba dobrze! – zaśmiałam się.
- To ja może już pójdę i nie będę Wam przeszkadzał? – zupełnie zapomniałam o obecności Alfredo w pokoju.
- Ty to powiedziałeś! – zaśmiałam się i spojrzałam jak chłopak wychodzi.
- A teraz co robimy? – zapytał Justin i uniósł jedną brew.
- A co proponujesz?
- Czego tylko zechcesz moja księżniczko.

Zarumieniłam się. Jak zwykle. Chłopak przysunął swoje czoło do mojego i zaczął się kołysać w rytm jego własnej, wymyślonej w głowie melodii. Kręciliśmy się tak chyba 5 minut cały czas patrząc sobie w oczy. W tym momencie coś we mnie pękło. Nie wiedziałam jeszcze co. Do czasu.

_________________________________________________

PRZEPRASZAMPRZEPRASZAMPRZEPRASZAM, ŻE TAK DŁUGO NIE DODAWAŁAM, ale koniec roku itd :)

mam nadzieję, że teraz rozdziały będą się pojawiać częściej, bo wolne i wakacje.
przez brak weny i problemy z dogadaniem się z drugą autorką musieliście tyle czekać.
wybaczcie mi!

do następnego ;*